Chicot zastał wielkiego łowczego w łóżku. Po wczorajszej wizycie potrzebował wypoczynku.
Remy, wsparty na ręku śledził postępy gorączki, która znowu napadała chorego.
Mimo tego, Monsoreau mógł utrzymać rozmowę i ukryć gniew przeciwko księciu.
Lecz o ile hrabia był ostrożny, o tyle gaskończyk odgadywał jego myśli.
— Człowiek — mówił do siebie — nie może być zawzięty, nie mając coś na sercu.
Chicot znając się nieco na chorobach, chciał dociec, czy gorączka hrabiego nie jest do tej podobna, jaką niegdyś udawał Mikołaj Dawid.
Ale Remy nie mylił się i trefniś po pierwszem pomacaniu pulsów hrabiego, zgadł prawdę.
— Rzeczywiście jest chory — pomyślał Chicot i nic nie może przedsięwziąć. Zostaje nam pan de Bussy; zobaczymy do czego zdolny.
Pobiegł do pałacu Bussego, i zastał go jaśniejącym od światła i pełnym zapachów, któreby Gorenflota podniebienie łechtały.
— Czy pan Bussy się żeni?... — zapytał lokaja.
— Bynajmniej — opowiedział zapytany — pan Bussy godzi się z dworem i wydaje ucztę.
— Spodziewam się, że ich nie potruje — pomyślał Chicot — król może być o to spokojnym.
Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/1197
Ta strona została przepisana.