— I cóż się stało?
— Powiedziałem ci synku, że się na śmierć popili.
— A! Bussy! Bussy.
— To człowiek bardzo niebezpieczny.
— Chicot miej litość.
— I cóż?... Bussy daje im jeść, czy to złem znajdujesz?
— Niepodobna!... oni przecież jego śmiertelnemi wrogami!
— Dlatego mogą, się razem upiiać. Słuchaj królu, czy dobre masz nogi?
— Co mówisz?
— Czy chcesz iść do rzeki?
— Pójdę na koniec świata, aby się o prawdzie przekonać.
— Idź tylko do pałacu Bussego, a zobaczysz ten cud, trudny do uwierzenia.
— A ty pójdziesz ze mną? — Dopiero ztamtąd przyszedłem.
— Ależ mój Chicot...
— Widziałem i nie mam potrzeby przekonywać się; już nogi w brzuch mi weszły. Idź sam, mój synku.
Król spojrzał gniewnie.
— Mój synku, zastanów się — mówił Chicot — oni się śmieją, bankietują i stawiają ci opozycyę.
Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/1199
Ta strona została przepisana.