Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/122

Ta strona została przepisana.

potrzebny?... a zatem muszę być piękny jak Kupido lub Quelus.
— Ciszej trefnisiu — zawołał król — a wy, panowie toaletowi, precz!..
Służący wyszli i drzwi się zamknęły; Henryk i Chicot sami pozostali.
Chicot patrzył na Henryka z pewnym rodzajem podziwienia.
— Dla czego ich odsyłasz?... — zapytał trefniś.
— Jeszcze nas nie wysmarowali, a ty zapewne nie zechcesz mnie smarować.
Henryk nic nie odpowiedział, ale po chwili rzekł:
— Módlmy się.
— Dziękuję — odrzekł Chicot — jeżeliś dla tego mię sprowadził, Bóg zapłać; wolę wrócić, zkąd przyszedłem, — dobranoc mój synku.
— Zostań — rzekł król.
— Ha!.. ha!.. — odezwał się Chicot, prostując — mój drogi, ty jesteś jak Falaris, jak Denis; nudzę się piekielnie, a ty każesz mi skórę sobie rzemieniami okładać; dajmy już temu pokój, Henryku.
— Ciszej, gaduło — rzekł król — lepiej myśleć o pokucie.
— Dobrze... ale powiedz mi, za co będę po-