Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/1236

Ta strona została przepisana.

— Któż mi zabroni zabić go pierwej, gdy on ma taki sum względem mnie zamiar? — Ja o tem myślałem.
— Alboż nie jasne rozumowanie?
— Jak dzień.
— Naturalne?
— I bardzo.
— Tylko zamiast go zabijać własnemi rękami, jak on zamierza, ja który krwią się brzydzę, komu innemu to poruczę.
— To jest zapłacisz zbirów.
— Tak; jak Gwizyusze i pan de Mayenne na Saint-Megrina.
— Drogo to będzie kosztowało.
— Dam trzy tysiące talarów.
— Za trzy tysiące, skoro zbiry dowiedzą się o kogo chodzi, nie będziesz miał jak sześciu.
— Alboż niedosyć?
— Sześciu!.. Bussy ubił czterech, zanim go jeden trącił; przypomnij sobie wypadek przy ulicy Ś-go Antoniego, w którym ranił Schomberga, a prawie pozbawił zmysłów Quelusa.
— Zatem dam sześć tysięcy talarów — odpowiedział Epernon — kiedy się wezmę do rzeczy, to musi mi się udać.
— A czy masz ludzi?
— Cóż u licha!... tylu próżniaków, wysłużo-