nych żołnierzy, którzy mogą, się równać ze zbójcami weneckiemi i florenckiemi, włóczy się po mieście.
— Wybornie! ale bądź ostrożny.
— Względem czego!..
— Gdyby im się nie udało, wydadzą cię.
— Mam króla za sobą.
— Król nie zabroni, aby cię Bussy nie zabił.
— Prawda — rzekł Epernon, zamyślając się.
— Wskażę ci lepszą kombinacyę.
— Mów, mów, przyjacielu.
— Nie będziesz może chciał...
— Nic nie odrzucę, cokolwiek mi zapewni pozbycie się tego psa wściekłego.
— A więc... pewny nieprzyjaciel jest o niego zazdrosny.
— Ah! ah!
— Tak, że w tej samej godzinie...
— Dokończ!
— Zastawia na niego łapkę.
— Cóż z tego?
— Ale nie ma pieniędzy; za sześć tysięcy talarów swój i twój razem ubije interes. Wszak nie jesteś za tem, aby z twojej ginął ręki?
— Owszem; ja pragnę być ukryty.
— Wyślij więc twoich ludzi na miejsce oznaczone, a on z nich zrobi użytek.
Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/1237
Ta strona została przepisana.