szpaler, poszedł ku celom długim kurytarzem, ciągnącym się na lewo.
Henryk zdawał się rozczulonym.
Bił się rękami w piersi, a paciorki z kości słoniowej, zawieszone u pasa, dzwoniły za każdem poruszeniem.
Przybył nakoniec do celi.
Na progu, zastąpił mu Gorenflot.
Mnich miał twarz czerwoną i oczy żarzące jak węgle.
— Czy tutaj? — zapytał król.
— Tu — odparł Gorenflot.
Król zawahał się, bo na końcu kurytarza ujrzał drzwi, albo raczej tajemną kratę, po za którą widać było pochyłość, aż ku podwórzu.
Henryk wszedł do celi.
— „Hic portus salutis” — wyrzekł głosem wzruszonym.
— Tak — odpowiedział Foulon — tu port prawdziwy.
— Pozostaw nas — rzekł Gorenflot z poważnem skinieniem.
Natychmiast drzwi się zamknęły i rozległy się stąpania oddalających.
Król doszedłszy do ławki w głębi celi, usiadł na niej i ręce oparł na kolanach.
Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/1249
Ta strona została przepisana.