— To Herod! Nabuchodonozor!... — mówił Gerenflot opierając się o drzwi.
Król zdawał się być zdziwiony.
— Czy do mnie — odezwał się — mówisz mój bracie?
— Tak, do ciebie, a dokogoźby innego?
— Mój bracie!... — pomruknął król.
— Nie masz tu brata. Oddawna dla ciebie gotuję kazanie i zaraz je posłyszysz... Jak dobry mówca, podzielę je na trzy części. Naprzód jesteś złym królem, następnie satyrem, w końcu będziesz z tronu zrzucony. Oto o czem mam mówić.
— Z tronu zrzucony, mój bracie!... — rzekł król wybuchając.
— Ani mniej ani więcej. Nie uda ci się uciec jak z Polski.
— To zasadzka!
— A! widzisz, Walezyuszu!
— To gwałt!
— Czy myślisz, żeśmy cię uwięzili, aby się z tobą, pieścić?
— Mój bracie, nadużywasz religii.
— Alboż to w tem religia?.. — zawołał Gorenflot.
— Czyż ludzie bogobojni tak mówią?
— Tem gorzej dla ciebie,
Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/1250
Ta strona została przepisana.