bracie, dodał do pana de Mayenne, uzbrój ludzi niech wszystko będzie gotowe.
— Na co?... — zapytał król tonem żałosnym.
— Na wszystko — odpowiedział Józef Foulon.
Rozpacz króla zdwoiła się.
— Ha!... — rzekł Gorenflot — Walezyuszu podpisz albo...
— Uspokój się, uspokój — przerwał król — pozwólcie, że Panu Panów polecę się zyskam od niego odwagę.
— Jeszcze chce się namyślać!... — zawołał Gorenflot.
— Pozwolić mu do północy — rzekł kardynał.
— Dzięki za litość — odpowiedział Henryk w paroksyzmie osłabienia.
— To słaby mózg — rzekł Gwizyusz — dobrze usłużymy Francyi z tronu go strącając.
— Niech będzie słaby — mówiła księżna — zawsze mi będzie przyjemnie ostrzydz go.
W czasie tej rozmowy, Gorenflot z założonemi rękami, czynił okropne królowi wyrzuty.
Nagle głuchy jęk rozległ się w klasztorze.
— Ciszej!... — zawołał Gwizyusz.
Nastąpiło głębokie milczenie:
Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/1253
Ta strona została przepisana.