głos, przed którym wszyscy mnisi, prawdziwi zmyśleni zadrżeli.
Był to głos człowieka, który wystąpił z szeregu i postępował ku opactwu.
— Dobrze, Najjaśniejszy panie — rzekł Crillon — toporem uderzając w bramę, tak, aż mury jękły.
— Czego chcecie od nas?.... — zapytał z okna celi przeor, blady i drżący ze strachu.
— A!... to ty panie Foulon — rzekł ten sam głos poważny i spokojny; — powróćcie mi mojego błazna, który chciał tę noc w waszej celi przepędzić. Potrzebuję Chicota bo nudzę się w Luwrze bez niego.
— A ja się tutaj bawię, mój synku — odpowiedział Chicot, odsłaniając kaptur; on to bowiem grał rolę króla.
W tej chwili książę Gwizyuaz, któremu przyniesiono lampę, wyczytał na podpisie z taką pracą zyskanym:
— Ja, Chicot I-szy — zawołał uradowany błazen.