— Ale inni uciekli? — zawołał Chicot głosem piorunującym.
— A cóż mieli robić?... czy mieli czekać postronka?
— A! nieszczęśliwy brzuch!
— Milcz! — zawołał Chicot i odpowiadaj.
Gorenflot podniósł się na kolana.
— Pytaj, panie Chicot — odpowiem, masz do tego prawo.
— Jak inni uciekli?
— Co im sił stało?
— Rozumiem... ale którędy?
— Luftem.
— Jakim luftem?..
— Tym, co z grobów wychodzi na cmentarz.
— Czy to nazywałeś podziemiem?
— Nie, panie Chicot. Drzwi od podziemia były strzeżone. Kardynał Gwizyusz, gdy miał je otwierać, posłyszał: „Mich durstet“, co jak mi się zdaje znaczy: „pić mi się chce”.
— Rozumiem — mówił Chicot, zbiegi inną udali się drogą.
— Tak, panie Chicot, uciekli cmentarzem.
— Który wychodzi...
— Wychodzi do bramy Ś-go Jakóba.
— Kłamiesz.
Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/1261
Ta strona została przepisana.