I nie mogąc oddychać, upadł na trawę.
Chicot trzy kroki naprzód postąpił i zobaczył coś w trawie.
Na boku tego coś, co było podobnem do tego, co Dyogenes nazywał kogutem bez piór, leżała szpada i habit.
Widoczna, że osoba, która pozbyła się tych rzeczy, szukała sposobu wyjścia.
A przecież Gorenflot nadaremnie się silił.
— Przez Boga! — wołał głos stłumiony — nie ciągnijcie mnie tak mocno, ja sam się prześliznę.
— To pan de Mayenne! zawołał z radością Chicot. — O! Boże, jakąż ci złożę ofiarę?
— Nie darmo nazywali mię Herkulesem, mówił głos stłumiony, ja poruszę ten kamień.
I w rzeczy samej tak silnie popchnął, że aż kamień poruszył.
— Zaczekaj — rzekł Chicot, zaczekaj.
I tupnął nogą, jakby kto nadbiegał.
— Przybywają — odezwało się wiele głosów w podziemiu.
— A! to ty nędzny mnichu! — rzekł Chicot.
— Nie odzywaj się panie — mówiły głosy, bierze cię za Gorenflota.
— A! to ty ciężka maso „pondus immobile“, ah! to ty, „indigesta moles!“
Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/1263
Ta strona została przepisana.