Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/1264

Ta strona została przepisana.

I za każdym wyrazem Chicot osiągnąwszy cel zemsty, walił paskiem uwięzłego.
— Ciszej, — mówiły głosy, bierze cię za mnicha.
W rzeczy samej, Mayenne ani pisnął i chciał podnieść kamień.
— A! mnichu niegodny! — mówił Chicot — oto za twoje pijaństwo — to za gnuśność, to za gniew, to za obżarstwo, a to za łakomstwo. Żałuję, że tylko siedm jest grzechów śmiertelnych.
— Panie Chicot — mówił Gorenflot okryty potem, miej litość nademna.
— A! zdrajco — wołał Chicot.
— Łaski — wołał Gorenflot, jakby czuł razy, które Mayenne odbierał.
Chicot zamiast przestać, nasycał się zemstą i podwajał razy.
Mayenne nie mógł powstrzymać westchnień.
— A! — mówił Chicot, dlaczegóż zamiast ciebie nie pochwyciłem Mayenna, któremu winienem dług od siedmiu lat i tak dawno zaległe procenty.
— Chicot! — zawołał książę.
— To ja, tak, to ja Chicot, niegodny sługa mojego króla, ja człowiek słaby i niedołężny, którybym w tej chwili, chciał mieć sto rąk.