Bussy wyjechawszy z pałacu Anjou, zwolnił biegu, jakby się lękał własnego cienia; przybywszy do swojego domu jak to przewidział książę, oddał konia masztalerzowi, który właśnie i Remym rozmawiał.
— A! to ty Remy!... — zawołał Bussy poznając młodego doktora.
— Tak panie, to ja.
— Jeszcze nie śpisz?
— Nie ma dziesięciu minut jak powróciłem, bo od chwili, gdy mi nie stało chorego, zdaje mi się, że dzień ma czterdzieści ośm godzin.
— Może się nudzisz?... — zapytał Bussy.
— I jak jeszcze.
— A miłość?
— Dawno panu mówiłem, że w miłość nie wierzę i że napróżno o nią się kusiłem.
— Opuściłeś zatem Gertrudę?
— Zupełnie.
— Znudziłeś się?
— Biciem, bo moja amazonka tym sposobem swoję miłość objawiała.
— A dzisiaj wieczór, serce twoje za nią nie przemawia?
— Dla czego, panie?
— Bo wziąłbym cię z sobą.
— Do Bastylli?
Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/1268
Ta strona została przepisana.