Ta strona została przepisana.
— Tak.
— Pan się tam udajesz?
— Nie inaczej.
— A pan Monsoreau?
— W Compiègne, gdzie gotuje łowy dla króla.
— Czyś pan tego pewny?
— Dziś rano dano mu rozkaz.
— A!
Remy zamyślił się.
— A więc?... — rzekł po chwili.
— W dzień dziękowałem Bogu za szczęście, które mi zesłał, a w nocy chcę go używać.
— Jourdain, szpadę!... — zawołał Remy.
Masztalerz zniknął we wnętrzu domu.
— Czy zmieniłeś zamiar?... — zapytał Bussy?
— W czem?
— Że bierzesz szpadę.
— Z dwóch przyczyn muszę panu aż do bramy towarzyszyć.
— Dlaczego?
— Naprzód, lękam się, abyś pan nic miał jakiego wypadku.
Bussy uśmiechnął się.
— Tak, tak, śmiej się pan, wiem o tem dobrze, że pan nie lękasz się wypadków, ale nie