Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/1271

Ta strona została przepisana.

dań i powiedział, że zwykle Wenera Marsa rozbraja.
Bussy uśmiechnął się, Remy nalegał.
— Patrz Remy — mówił hrabia — jak moja ręka trzyma szpadę, jak muskuły silnie się wyprężają i jaką giętkość stali nadają. Zdaje mi się, że ręka i szpada, to jedno. Na honor, czuję się silnym i niestrudzonym.
— Ale utrudzenie może nastąpić.
— Nie lękaj się.
— Wszak jutro, panie — mówił Remy, ma odbyć się walka Herkulesa z Anteuszem, Tezeusza z Minotaurem, coś olbrzymiego i homerycznego. Walkę tę, może nazwą w przyszłości walką Bussego, z której pragnę, abyś pan wyszedł nienaruszony.
— Bądź spokojny, mój Remy, cuda zobaczysz dziś rano; z czterema zuchami odbyłem próbę, żaden z nich ani mnie dotknął, a ja im na wylot suknie podziurawiłem.
— Ja nic przeciw temu nie mówię, ale czy siły dzisiejsze i jutro będą takiemi?
Bussy i jego lekarz zaczęli rozmowę po łacinie, często śmiechem przerywaną.
Tak rozmawiając, przybyli na róg wielkiej ulicy świętego Antoniego.