Skrył się więc za węgieł domu sąsiedniego.
Przybywszy o dziesięć kroków od niego, pięciu ludzi zatrzymało się i pożegnawszy się serdecznie, czterech z nich w rozmaite rozjechało się strony, a pozostały zdawał się namyślać.
W tej chwili księżyc wyszedł z za chmury i oświecił twarz nocnego wędrowca.
— Pan Saint-Luc! — zawołał Remy.
Saint-Luc odwrócił się słysząc swoje nazwisko i ujrzał mężczyznę idącego ku sobie.
— Remy!.. — zawołał z kolei.
— Ja sam i cieszy mię, że nie potrzebuję mówić; „na pańskie usługi”, zważając, że pan zdrów jesteś. Gdyby to nie było niegrzecznie, spytałbym pana, co tu robisz o tej godzinie?
— Z rozkazu króla przeglądam miasto. Właśnie mi mówił: „przejdź się po ulicach Paryża i jeżeli zdarzy ci się usłyszeć, że abdykowałem, odpowiedz, że to nie prawda.”
— A czy pan co podobnego słyszałeś?
— Ani słowa. Zatem, skoro północ, skoro wszystko spokojne i skoro napotkałem pana de Monsoreau, pożegnałem moich przyjaciół i miałem wracać do domu.
— Pan spotkałeś pana de Monsoreau?
— Tak.
— Samego?
Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/1273
Ta strona została przepisana.