Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/1278

Ta strona została przepisana.

i która częściej piękne oczy łzą jak uśmiechem przysłania.
Tak przyjęła swojego kochanka.
Miała mu powiedzieć, że życie jej jest jego życiem; chciała obmyśleć najpewniejsze środki ucieczki.
Bo dla niej nie dosyć było zwycięztwa; pokonawszy przeciwników, Bussy powinien uniknąć gniewu króla; bo według wszelkiego prawdopodobieństwa Henryk nie przebaczyłby śmierci swoich ulubieńców.
— Alboż — mówiła Dyana zawisnąwszy na szyi Bussego i miłośnie patrząc mu w oczy — alboż nie jesteś najwaleczniejszym w całej Francyi rycerzem? Czyż potrzebujesz powiększać twoję sławę? Alboż nie jesteś wyższym nad innych? Nie pragniesz się innym podobać kobietom, bo mnie jednę kochasz i żalby ci było utracić mnie, wszak prawda, Ludwiku? Nie mówię ci, abyś myślał o śmierci, bo wiem, że nie ma silniejszego, mężniejszego nad mojego Ludwika, ale pamiętaj, abyś nie był raniony, chociaż wiem, żem ciebie po ranie poznać powinna, gdy walczysz z podobnemi ludźmi.
— Bądź spokojną — odrzekł Bussy z uśmiechem — będę strzegł twarzy, bo nie chcę być zeszpeconym.