ny, wołałby krzyk, bo byłby pewnym, że żadnej nie ma zasadzki.
Napróżno otworzono drzwi i okna, napróżno zwiedzono kościół podziemny.
Wszystko było puste.
Król szedł pierwszy, wołając na cały głos:
— Chicot!.. Chicot!.
Nikt nie odpowiadał.
— Czy go zabili!... — rzekł król. — Zapłacą mi za mojego błazna, więcej niż za szlachcica.
— Masz słuszność, Najjaśniejszy panie — odpowiedział Crillon — on też więcej wart niż szlachcic.
Chicot nie odpowiadał, bo zajęty był ćwiczeniem pana de Mayenne i z taką przyjemnością tego dopełniał, że nic nie wiedział co się dzieje około niego.
Jednak gdy książę zniknął, gdy Gorenflot zemdlał, gdy go nie już nie zajmowało, posłyszał i poznał głos króla.
— Tędy, tędy, mój synku! — zawołał z całej siły, chcąc przynajmniej na nogach postawić Gorenflota.
Oparł go przecież o drzewo.
Praca, jaką musiał podjąć na dokonanie tego, odjęła mu dźwięk głosu, tak, że Henryk sądził, że to jest głos bolejący.
Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/1288
Ta strona została przepisana.