Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/1289

Ta strona została przepisana.

Chicot przeciwnie myślał tylko, czy przebić na wylot ten tłuszcz chodzący, czy zostawić przy życiu tę ogromną beczkę.
Spojrzał na Gorenflota, jak August na Cynnę.
Gorenflot pomału przychodził do siebie i chociaż głupi, umiał rzeczywistość od złudzenia odróżnić.
Nie podobnym on był do owych zwierząt, które za dotknięciem ręki ludzkiej czują, że mają być bite, albo zjedzone.
W tem wewnętrznem usposobieniu umysłu, otworzył oczy.
— Panie Chicot — zawołał.
— A! to nie umarłeś — rzekł gaskończyk.
— A! panie Chicot — mówił mnich, zaledwie zdołając złożyć ręce dla otyłości, to być nie może, abyś mię wydał na prześladowanie!
A! hultaju — mówił Chicot z wyrażam źle udanego współubolewania.
Gorenflot zaczął jęczeć.
Złożywszy ręce chciał je załamać.
— Czyż mnie masz zgubić — mówił zatykając się; mnie, który z tobą takie wyborne jadałem obiady, mnie, który jak sam mówiłeś, piłem jak gąbka; mnie, który kruszyłem pulardy pod Rogiem Obfitości, że z nich tylko kości zostawały.