Ostatni powód, uczynił Chicota łaskawszym.
— Boże sprawiedliwy! — zawołał Gorenflot usiłując się podnieść. Otóż nadchodzą! Zginąłem. Nie opuszczaj mnie, panie Chicot.
Mnich nie mogąc się podnieść, twarzą padł na ziemię.
— Podnieś się! — zawołał Chicot.
— Czy mi przebaczysz?
— Zobaczymy.
— Wszak mię się tyle nabiłeś.
Chicot parsknął śmiechem. Biedny mnich tak był pomieszany, że sądził jakoby otrzymał razy, które wydzielono panu Mayenne.
— Śmiejesz się, dobry panie Chicot?
— Wszak widzisz.
— Czy będę żył?
— Może.
— Tybyś nie śmiał, gdyby Gorenflot miał ginąć.
— To nie odemnie zawisło — odpowiedział Chicot; król sam ma władzę życia i śmierci.
Gorenflot z wielkiem wysileniem podniósł się na kolana.
W tej chwili światło rozjaśniło ciemności, i mnóstwo sukni haftowanych oraz błyszczących mieczy na raz się ukazało.
Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/1290
Ta strona została przepisana.