— Wstawaj — powtórzył gaskończyk, uderzając go kolanem.
— A! zasłużyłem!.. — mówił Gorenflot.
— Co on tam mówi? — zapytał król.
— Najjaśniejszy panie — odparł Chicot — przypomina wszystkie swoje trudy, wylicza męczarnie i kiedy mu przyrzekam protekcyę króla, mówi: zasłużyłem na to.
— Biedak!... pamiętaj o nim przynajmniej.
— Bądź spokojnym, Najjaśniejszy Panie, przy mnie na niczem mu nie będzie zbywało.
— A! panie Chicot! Najdroższy panie Chicot — wołał Gorenflot — gdzie mnie zaprowadzą?
— Zaraz się dowiesz. Tymczasem, potworo nieprawości, podziękuj królowi.
— Za co?..
— Mówię ci, podziękuj.
— Najjaśniejszy panie — jąkał Gorenflot — ponieważ Wasza królewska mość...
— Tak, wiem wszystko — rzekł król — co uczyniłeś w twojej podróży do Lyonu, w czasie wieczoru Ligi, i dzisiaj nakoniec. Bądź spokojnym, stosowną do twoich zasług otrzymasz nagrodę.
Gorenflot westchnął.
— Gdzie jest Panurgus?.. — zapytał Chicot.
— W stajni biedaczek.
Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/1295
Ta strona została przepisana.