gadywać z pozorów, znalazłaby, jesteśmy pewni, niejaką sprzeczność w melancholijnych twarzach z żywym uśmiechem, u spoczywających spokojnie na łóżkach przy sobie stojących, jakby pod rodzicielską strzechą.
Henryk lekko przystąpił do śpiących, a za nim Chicot, który wpierw nim przyszedł do króla, umieścił mnicha w bezpiecznem miejscu.
Jedno łóżko było puste, łóżko d’Epernona.
— Szaleniec! jeszcze nie powrócił!... — pomrukami król, a! nieszczęśliwy głupiec! Bić się chce z Bussym, człowiekiem najwaleczniejszym w całej Francyi i najniebezpieczniejszym na całym świecie.
— Otóż go masz!... — rzekł Chicot.
— Szukać go i przyprowadzić!... — zawołał król. Potem przywołać Mirona, aby mi uśpił tego wartogłowa. Chcę aby sen wzmocnił go i uczynił zdolnym do obrony.
— Najjaśniejszy panie — rzekł odźwierny — oto wraca pan d’Epernon.
Rzeczywiście powracał.
Dowiedziawszy się, że król przybył, a nie spodziewając się jego odwiedzin, wśliznął się do wspólnej sali, sądząc, że nie będzie spostrzeżonym.
Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/1299
Ta strona została przepisana.