Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/1305

Ta strona została przepisana.

Henryk zaprowadził Chicota do swojego gabinetu i otwierając hebanowe pudełko, wyłożone białym atłasem:
— Patrzaj, rzekł.
— Widzę szpady — odpowiedział Chicot — cóż z tego?
— Tak, szpady poświęcane.
— Przez kogo?
— Ojciec Święty uczynił mi tę łaskę. To pudełko jak je widzisz, kosztuje życie dwudziestu koni i czterech ludzi.
— Czy ostre?... — zapytał Chicot.
— Zapewne; ale to najwięcej, że poświęcane.
— Chciałbym przytem wiedzieć, czy są ostre...
— Poganinie!
— Dobrze, mój synku; ale mówmy o czem innem.
— Śpieszmy się więc.
— Czy chce ci się spać?
— Nie, będę się modlił.
— Kiedy tak, to prosto do rzeczy. Czy kazałeś przywołać księcia Andegaweńskiego?
— Kazałem, czeka na dole.
— Co myślisz z nim zrobić?