Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/1316

Ta strona została przepisana.

— Najjaśniejszy panie, bądź spokojnym — odrzekł Quelus; być może, że zginiemy, ale honor ocalemy.
— Panowie! — znowu się król odezwał, kocham was czule i szanuję także — pozwólcie więc dać sobie jednę radę: Bez brawury, bo nie ginąc, ale niszcząc nieprzyjaciół, zrobicie mi prawdziwą przysługę.
— Co do mnie — odezwał się Epernon, ja się nie ruszę ani na krok jeden.
— A ja za nic nie ręczę — rzekł Quelus, uczynię, co będę mógł; oto wszystko.
— A ja — mówił Maurignon, mogę za to zaręczyć, że chociaż zginę, przeciwnika zabiję.
— Tylko na same potykacie się szpady?
— Na szpady i na sztylety — odpowiedział Schomberg.
Król trzymał rękę na piersiach.
Może ręka i serce króla udzielały sobie obawy przez wspólne drżenie, lecz Henryk z pozoru był dumny, niewzruszony, zdawało się, że wysyła żołnierzy na wojnę, a nie swoich ulubieńców do walki.
— Naprawdę, mój królu — mówił Chicot, ślicznym jesteś w tej chwili.
Ulubieńcy byli już gotowi i nic im nie pozostało jak nizki ukłon oddać swojemu panu.