Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/1325

Ta strona została przepisana.

— Co tam takiego?... — zapytali drudzy widząc jak drży i blednieje.
Straszny krzyk był jego odpowiedzią.
Livarot wszedł za nim.
— Trupy, śmierć, śmierć wszędzie!... — wykrzyknął młodzieniec.
Obadwa weszli do pokoju.
Ribeirac pozostał na dole.
Tymczasem, ogrodnik swojemi krzykami zatrzymywał przechodzących.
W pokoju pozostały ślady okropnej walki nocnej.
Plamy, albo raczej strumienie krwi widniały na posadzce.
Obicia były porąbane pałaszami i podziurawione kulami.
Sprzęty, suknie, ozdoby leżały potłuczone i we krwi powalane.
— O! Remy! biedny Remy!.. — nagle zawołał Entraguet.
— Umarł?... — zapytał Livarot.
— Już zimny.
— Chyba pułk dragonów musiał tędy przechodzić!... — wykrzyknął Entraguet.
W tym czasie, Livarot ujrzał w sieni ślady krwi, co oznaczało, że i tutaj odbyła się walka.
Dziedziniec był pusty i cichy.