I rzuciwszy się na Entragueta jak tygrys, objął go rękami.
Entraguet zwinnie ujął szpadę w lewą, a sztylet w prawą rękę i zaczął uderzać w Quelusa, liczne mu robiąc rany.
Quelus za każdą krzyczał.
— Niech żyje król! Udało mu się pochwycić rękę, która go raniła i ująć przeciwnika pomiędzy ręce i nogi.
Entraguet czuł, że mu oddechu nie staje.
Zachwiał się i upadł.
Ale padając, jakby mu wszystko tego dnia sprzyjało, przywalił sobą nieszczęśliwego Quelusa.
— Niech żyje król! — wołał ostatni konając.
Entraguet uwolnił się z jego objęć i uderzył sztyletem w piersi.
— Teraz ci dosyć! — rzekł.
— Niech żyje k... — wyjąkał Quelus z zamrużonemi oczami.
Już koniec; na polu walki ucichło wszystko.
Entraguet podniósł się zakrwawiony, lecz krwią nieprzyjaciół, jak powiedzieliśmy, bo tylko się w rękę skaleczył.
Epernon strwożony, przeżegnawszy się, uciekał, jakby go straszydła ścigały.
Entraguet spojrzał na poległych i konających towarzyszy i nieprzyjaciół, jak spojrzał Ho-
Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/1340
Ta strona została przepisana.