że głos coraz mocniejszy i że z pokoju Saint-Luca pochodzi.
Już miał do drzwi zapukać, gdy mocne światło, przedzierające się dziurką od klucza, wzrok jego uderzyło.
Zniżył się do dziurki i spojrzał.
Zwykle blady, zaczerwienił się z gniewu, wyprostował i przetarł oczy, aby lepiej mógł widzieć.
— Do pioruna!... — zawołał — czy być może, aby do tego stopnia ze mnie żartowano?
Oto co ujrzał przez dziurkę.
W rogu pokoju, Saint-Luc w szlafroku, mówił przez tubę, a młoda kobieta, ubrana w bieli przezroczystej i oparta na jego ramieniu, wyrywała mu niekiedy tubę, dmuchając w nią, co jej przyszło do głowy.
Po każdym prawie wyrazie, a tembardziej po odpowiedziach Chicota następowały śmiechy.
— Joanna de Cossé w pokoju Saint-Luca, dziura w murze, żarty ze mnie!... — pomrukiwał Henryk — ah! niegodziwi! drogo mi to zapłacą.
I w czasie najwięcej znieważającej go frazy, Henryk cofnął się o parę kroków i tak silnie nogą uderzył we drzwi, że aż zamek odleciał.
Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/139
Ta strona została przepisana.