ka, ale nazwałem ją ładną, bo to nic zapewne nie szkodzi.
— I poszedłeś żadnej nie czyniąc uwagi?
— Czytałem w książkach, że podobne przygody nie są złe dla lekarza. Szedłem więc, jak powiedziałem, w milczeniu i liczyłem kroki.
— Bardzo roztropnie; a więc przy tej bramie stanąłeś?
— Jeśli nie tu, to pewnie nie daleko.
— Czy ona nie zdradziła się czasem i nie wymówiła jakiego imienia?
— Żadnego.
— A czy nie zrobiłeś jakiego znaku na domu?
— Taki, jaki mogłem uczynić gołemi rękami, to jest obmacałem drzwi i wiem, że są z gwoździami, za bramą korytarz i schody.
— Na lewo?
— Nie inaczej. Nawet schody policzyłem.
— Wieleż ich?
— Dwanaście.
— I zaraz wejście?
— Zdaje mi się, że przez korytarz, bo troje drzwi otworzono.
— Dobrze.
— Potem słyszałem głos, zapewne pani, głos bardzo miły i dźwięczny.
Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/151
Ta strona została przepisana.