— Wielkiemu podziwieniu, jakiem dla pana natchnął mię książę Andegaweński — odrzekł Eussy.
— Jakto?
— Opowiadając mi czyn, za który zostałeś wielkim łowczym.
Pan de Monsoreau zbladł tak okropnie, że dołki od ospy, pokrywające twarz jego, zdawały się czarnemi punktami na tle żółtem; jednocześnie spojrzał na pana Bussy wzrokiem zapowiadającym burzę.
Bussy widział, że nie właściwie postąpił, jednak nie był z ludzi, którzy się cofać umieją; ale owszem zwyczajem było u niego, niegrzeczność zuchwalstwem zastępować.
— Mówisz pan — odparł wielki łowczy — że Jego książęca mość opowiadał ci o moim czynie?
— Tak, panie, nawet ze szczegółami, dla tego zapragnąłem posłyszeć to samo z ust twoich.
Pan de Monsoreau ścisnął miecz, jakby go chciał przeciw Bussemu użyć.
— Na honor — rzekł — chciałbym twojej ciekawości, panie, zadosyć uczynić, lecz na nieszczęście król przybywa i zechcesz odłożyć to na później.
W rzeczy samej, król na hiszpańskim, ulubionym koniu, postępował ku miejscu zebrania.
Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/165
Ta strona została przepisana.