— Na co?
— Liwaret ją zna.
— Kogo zna?
— „Mons soiicis” to jego sąsiednia ziemia.
— Liwaret, Liwaret, powiedz nam....
Livaret zbliżył się.
— Objaśnij nas o Monsoreau.
— Chętnie.
— Ale czy to długo?
— Bardzo krótko. W trzech wyrazach, oto nic o nim nie wiem. Myślę tylko...
— I cóż myślisz?...
— Słuchajcie.... powracałem pewnego wieczora...
— To cóś strasznie się zaczyna — przerwał Antraguet.
— Nie dasz mi mówić.
— Pozwalam, proszę nawet.
— Pewnego wieczora, powracałem od mego wuja d’Entragues przez las Meridor, jest temu blisko sześć miesięcy, gdy nagle słyszę krzyk straszny i widzę białego konia, osiodłanego, pędzącego bez jeźdźca. Biegnę natychmiast i w końcu drogi, zaciemnionej zapadającą nocą, spostrzegam mężczyznę, jadącego na karym koniu. Krzyk ozwał się na nowo i poznałem, że ów jeździec miał przed sobą kobietę, której usta ręką
Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/168
Ta strona została przepisana.