zatykał. Miałem broń i pewno byłbym go ubił, gdyby fuzya na panewce nie spaliła.
— A potem co?... — zapytał Bussy.
— Potem, spotkawszy gajowego, pytałem, co to za pan unosił młodą niewiastę; odpowiedział mi, że to pan de Monsoreau.
— No i cóż — mówił Antraguet — cóż to dziwnego porwać kobietę?
— Tak — odrzekł Bussy — ale jej usta zatykać!
— Cóż to za jedna?... — zapytał Aniraguet.
— O! tego już nic wiem.
— To niepospolity człowiek — rzekł Bussy, bardzo mię zainteresował.
— Ma sławę — mówił Liyaret — okrutnego człowieka.
— Powiedz jeszcze co o mm.
— Nic wprawdzie nie uczynił tak głośnego; nawet, jak mówią, dobry jest dla swoich wieśniaków, przecież w okolicy boją go się jak ognia.
Ma to być zawołany strzelec, jak Nemrod, a król łowczego jemu równego, nigdy mieć nie będzie
Zawsze lepiej, że jemu, aniżeli panu de Saint-Luc dostała się ta godność.
Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/169
Ta strona została przepisana.