rzonem czołom — mój Bussy, co znaczą te żarty?
— To znaczy, że dla Waszej książęcej mości porywa na swego czarnego konia kobiety i żeby nie krzyczały, usta im ręką zatyka.
Książę zmarszczył brwi, ścisnął pięści, zbladł i puścił konia galopem.
— Hal ha!... — mówił Antraguet — wyborny żarcik.
— Tem lepszy, że nic dla wszystkich za żart uchodzi — dodał Livaret.
— Zdaje mi się, że go porządnie kolnąłem, zakończył Bussy.
Po chwili, słychać było głos księcia Andegaweńskiego, który wołał:
— Bussy! Bussy!
— Jestem na usługi Waszej książęcej mości — rzekł Bussy nadbiegając.
Zastał księcia uśmiechającego się.
— Wasza książęca mość raczy mi przebaczyć, bo to co powiedziałem, był żart.
— Nie Bussy, ja tego za żart nie wziąłem.
— Tem gorzej; byłbym rozśmieszył księcia, który śmiać się nie lubi.
— I owszem, w tej chwili się śmieję a to z tego, że bronisz fałszu, abyś się prawdy dowiedział.
Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/172
Ta strona została przepisana.