Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/199

Ta strona została przepisana.

drugi padł ze zmęczenia i pewnie go psy rozszarpały.
Łania była też zmęczona, odległość między nią a pogonią co raz się zmniejszała, bieg jej zmienił się w podskoki, a mijając mnie, ryknęła żałośnie.
Chciałam zawołać.
Pan de Monsoreau widział tylko ściganą łanię i przebiegł jak huragan z trąbką przy ustach.
Zanim trzech albo czterech dojeżdżaczy podniecali psy trąbkami i głosem.
Ten wir szczekania, trąbek i głosów przeszedł jak burza, znikł w gęstwinie lasu i skonał w oddali.
Byłam w rozpaczy; mówiłam sobie, że gdybym była pięćdziesiąt kroków dalej, hrabia byłby mię widział i na prośbę moję biedną łanię oszczędził.
Ta myśl podnieciła we mnie odwagę, łowy mogły po trzeci raz około mnie przechodzić.
Szłam wciąż drogą, ocienioną pięknemi drzewami i poznałam, że ta droga wiedzie do zamku Beaujé.
Zamek ten należał do księcia Andegaweńskiego i był odległy od posiadłości mojego ojca o trzy mile.