Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/210

Ta strona została przepisana.

trzymał się. Słyszałam, jak zaskrzypiała brama, przemówiono kilka wyrazów, przejechaliśmy po moście a wychyliwszy głowę, przekonałam się, żeśmy na dziedzińcu zamkowym.
Co to był za zamek? ani ja, ani Gertruda nie wiedziałyśmy wcale.
W drodze nie raz chciałyśmy poznać okolice, ale tylko las był dokoła i myślałyśmy, że dla lepszego złudzenia, tę drogę wybrano.
Drzwiczki powozu otworzono i ten sam człowiek, który z nami mówił, przyszedł nas wysadzić.
Dwóch ludzi, zapewne należących do zamku, przyjęli nas z pochodniami.
Jak nam przyrzeczono, uwięzienie miało być ze wszelkiemi względami.
Udałyśmy się za owymi ludźmi, którzy nas wprowadzili do sypialnego pokoju, bogato ubranego, przypominającego swoją świetnością czasy Franciszka I-go.
Wieczerza wspaniale zastawiona czekała.
— Jesteś pani u siebie — rzekł mężczyzna, który już podwakroć do nas przemawiał, że zaś służąca może ci być potrzebną, jej pokój jest obok twojego.
Gertruda i ja spojrzałyśmy na siebie.
— Ilekroć będziesz czego potrzebowała —