— Zdradzam go dla pani... tak, dla pani. Wszak mówiłem, że życie dla pani narażam.
Taki był wyraz prawdy w tej odpowiedzi hrabiego, że mimo wstrętu, ani słowa wyrzec nie mogłam.
— Czekam — rzekł hrabia.
Spojrzałam pytająco na Gertrudę.
— Patrzaj pani — ciągnął pan de Monsoreau — patrzaj w tę stronę.
Z przeciwnej strony wody, pokazał mi szereg jazdy, postępującej do zamku.
— Co to za ludzie?... — zapytałam.
— To książę Andegaweński i jego orszak — odpowiedział hrabia.
— Panienko!... panienko!... — zawołała Gertruda — nie ma chwili do stracenia.
— Dużo już ich straconych — mówił hrabia — w imię nieba!.. pani, decyduj się.
Upadłam na krzesło, sił mi zabrakło.
— O, Boże!.. Boże!.. co czynić? — mówiłam.
— Słuchaj pani — rzekł hrabia — pukają do bramy.
W rzeczy samej, słychać było kołatanie dwóch ludzi, którzy orszak wyprzedzili.
— Za pięć minut już będzie po niewczasie.
Chciałam iść, lecz nogi się chwiały podemną.
— Gertrudo, Gertrudo — mówiłam.
Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/223
Ta strona została przepisana.