króla, kiedy Chicot obrażony, że nie jemu najprzód złożono uszanowanie, zawołał:
— Ja, tu... Bussy, Bussy d’Amboise, Ludwiku Clermontski, hrabio de Bussy; jak widzę, trzeba wyliczyć wszystkie twoje tytuły, żebyś poznał, kto mówi do ciebie.
— Jakto! nie poznajesz króla?... Tamten nie król, to Chicot, mój trefniś, który mię dzisiaj nadzwyczaj rozśmiesza.
Bussy, nie zważając na tę mowę, stanął przed Henrykiem, i kiedy miał się pokłonić, król rzekł:
— Panie de Bussy, czy nie słyszysz, że cię wołają?
I w pośród śmiechu swych ulubieńców, tyłem się odwrócił do młodego rycerza.
Bussy zaczerwienił się z gniewu, ale miarkując wzruszenie i udając, że naprawdę bierze dane mu ostrzeżenie, odwrócił się do Chicota.
— A! przebacz Najjaśniejszy parne — wyrzekł — są ludzie podobni do trefnisiów i nie moja wina, że twojego trefnisia wziąłem za króla.
— Hm! — mruknął Henryk — co on powiedział?
— Nic, Najjaśniejszy panie — odpowiedział Saint-Luc, który dzisiaj zdawał s:ę mieć posłannictwo niesienia pokoju — nic, bynajmniej...
— Nic to nie szkodzi, panie de Bussy — mó
Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/24
Ta strona została przepisana.