— A! mój Boże — mówił Bussy — czemuż mię niebo wcześniej na twoję pani, nie zesłało drogę?
Dyana podziękowała spojrzeniem.
— Przebacz, pani, że przerywam — rzekł Bussy — chociaż umieram z niecierpliwości. Mów dalej, proszę cię...
— Tego samego wieczora przybył pan de Monsoreau. Nie wiedziałam, czy mam go uprzedzić o mojej przygodzie, lecz on rozproszył moje wahanie.
— Pytałaś mię pani, czy ci wolne iść na mszę, powiedziałem, że jesteś panią, twej woli, lecz lepiejbyś uczyniła n:e chodząc, nie wierzyłaś pani, i książę cię ujrzał.
— Prawda, wahałam się powiedzieć to panu, bo nie wiedziałam, czy książę mię poznał.
— Twoje spojrzenie, pani, ugodziło go, twoje pedobieństwo z osobą, której żałuje, zdawało mu się nadzwyczajne. Szedł za tobą i dowiadywał się, ale nikt nie mógł go objaśnić.
— Mój Boże!... i cóż on uczyni?... — zawołałam.
— Książę jest uparty — rzekł Monsoreau.
— A! sądzę, że mię zapomni.
— Ja zaś przeciwnie. — Kto ciebie pani raz
Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/264
Ta strona została przepisana.