Wasza książęca mość masz w kieszeni klucz złoty, który wszędzie otwiera.
— Otwieraj więc.
Usłyszałyśmy skrzyp klucza w zamku.
Lecz nagle, mężczyźni ukryci poskoczyli wołając: na śmierć! na śmierć!...
Nie rozumiałam nic więcej; tylko myślałam, że jakaś nadspodziewana, z nieba, przyszła nam pomoc.
Padłam na kolana i dziękowałam Bogu.
Lecz książę pokazał się tylko, powiedział swoje nazwisko, a wszyscy umilkli, szpady schowali w pochwy i w tył się cofnęli.
— Tak — rzekł Bussy — nie na księcia oni czatowali, lecz na mnie.
— Jakkolwiek bądź, napad oddalił księcia.
Widziałyśmy jak się oddalał na ulicę Jowy, pięciu zaś mężczyzn, zajęli swoje stanowiska przy pałacu Tournelles.
Widoczna, że przynajmniej na tę noc, niebezpieczeństwo oddaliło się...
Jednak byłyśmy bardzo niespokojne.
Stanęłyśmy przy oknie, czekając na jaki wypadek.
Nie długo czekałyśmy.
Mężczyzna na koniu ukazał się na środku ulicy świętego Antoniego.
Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/275
Ta strona została przepisana.