Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/297

Ta strona została przepisana.

kę, śliczną, miłą istotę. Pewnej nocy, gdy byłem u niej, niejaki książę zazdrosny, kazał otoczyć dom, porwać Chicota i obić tak mocno, że ten nieszczęśliwy oknem musiał wyskoczyć. Ponieważ jednak nie zabił się, dlatego też, ilekroć tamtędy przechodzi, klęka i dziękuje Bogu za ocalenie.
— A! biedny Chicot, modląc się, po chrześcijańsku postępuje.
— A więc cię dobrze oćwiczyli?... — zapytał król.
— Cudownie, Najjaśniejszy panie; przecież nie tak, jąkbym pragnął.
— Jak to?
— W istocie, nie gniewałbym się o jaką biczówkę.
— Za twoje grzechy?
— Bynajmniej, za grzechy pana de Mayenne.
— A! rozumiem; chcesz oddać Cezarowi...
— O! nie mieszajmy rzeczy Najjaśniejszy panie: Cezar, to wielki wódz, to znakomity wojownik, to starszy brat tego, który pragnie być królem Francyi; ma on dług u Henryka Walezyusza, a kiedy ty synku swoje zapłacisz to i ja o moich pomyślę.
Henryk nie lubił, aby mu mówiono o krew-