darz — i na znak dany przez Chicota spiesznie wybiegł z pokoju.
— Ha!... — rzekł Gorenflot uderzając w stół wielką pięścią, uzbrojoną widelcem, teraz będzie dobrze.
— A co, nie mówiłem?
— Gdyby jajecznica już była, napiłbym się cokolwiek.
I z okiem iskrzącem, Gorenflot wychylił ćwierć butelki.
— Więc byłeś chory?... — zapytał Chicot.
— Nie mój przyjacielu, ale ta przeklęta mowa zupełnie mię osłabia, od trzech dni nad nią, myślę.
— Będzie zapewne długą?
— Spodziewam się.
— Powiedz z niej cokolwiek, nim podadzą, jajecznicę.
— Cóż u licha! mowę mam mieć przy jedzeniu, gdzieżeś coś podobnego widział?
— A! dla Boga, u króla codziennie przy stole rozprawiają.
— Ciekawym o czem?... — zapytał Gorenflot.
— O cnocie.
— Takie to muszą być i mowy.
— Dobre, wcale dobre.
Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/319
Ta strona została przepisana.