Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/32

Ta strona została przepisana.

— A! pojmuję — mówił de Epernon.
— O co idzie, nic nie rozumiem — rzekł d’O.
— A zatem patrzaj w około siebie, kochanku.
— Więc patrzę.
— Czy nie ma tu nikogo, ktoby ci się urągał?
— Zdaje mi się, że Bussy.
— A więc, niech ci się zdaje, że dzik, z którego pieczeń, będzie miła królowi...
— Sądzicie, że król.... — mówił d’O.
— Żąda tego — odparł Quelus.
— A więc dobrze, polowanie! ale jak?
— Na upatrzonego.
Bussy spostrzegł naradę i nie wątpiąc, że mowa o nim, zbliżył się ze swemi przyjaciółmi.
— Patrz, Antraguet, patrzaj Ribeirac — rzekł — cóż to za grupa?.. jak to czule! rzekłbyś że to Euryales i Nisus, Damon i Pitias, Kastor i... ale gdzież Polux?
— Polux się żeni — odrzekł Antraguet — i otóż Kastor osierocony.
— Cóż oni tam robią? — zapytał Bussy patrząc dumnie.
— Założyłbym się — odrzekł Ribeirac — że radzą o nowym kosmetyku.