— Zaczynam...
Podniósł się, zamknął oczy i oparł o mur, bo ustać nie mógł na nogach.
— No, jak zaczynasz?...
— Zaczynam: Bracia, najpiękniejszy dzień dla naszej wiary...
Po owym najwyższym przymiotniku, Chicot widząc, że nic nie wydobędzie z mnicha, pozwolił mu gadać, co mu się podoba.
Gorenflot pozostawiony sam sobie, wyrazistą zrobił akcyę, odstąpił od muru i padł, jak długi.
— Amen — rzekł Chicot.
Jednocześni mocne chrapanie dało się słyszeć.
— Dobrze — rzekł Chicot — otóż karp i wino skutkują. Zapewne będzie spał ze dwanaście godzin, więc rozebrać go można...
Wiedząc, że nie ma czasu do stracenia, Chikot rozwiązał mu ogórki, zdjął habit, położył na rogóżce, głowę obwiązał serwetą i z habitem udał się do kuchni.
— Panie Bonhommet — rzekł — oto należność za naszą wieczerzę, proszę tylko, aby braciszka Gorenflota nie budzić, bo śpi smacznie.
— Bądź pan spokojny — odrzekł oberżysta uradowany zarobkiem.
Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/324
Ta strona została przepisana.