nie tek trwożliwej jestem natury. Dobranoc ci, przyjacielu Chicocie!
Poprawiwszy się w konfesyonale, a następnie rozparłszy, aby być jak w domu, zmrużył powieki.
Już z dziesięć minut upłynęło, jak oczy zamkął a umysł w pół uśpiony wznosił się na chmurach myśli, gdy nagle odgłos miedzi rozległ się w kościele i drżący zginął w świątyni.
— Ha! — rzekł Chicot roztwierając oczy i nastawiając uszy — a tam co takiego?
W tym samym czasie, lampa na chórze niebieskawem zajaśniała światłem, a blask padł na trzech mnichów, jeszcze na środku nieporuszenie siedzących.
Chicot nie ze wszystkiem był wolny od zabobonnej trwogi; chociaż odważny, należał do epoki podań i legend przerażających.
Cicho położył na piersiach znak krzyża i mówił:
„Vade retro, Satanas!”
Lecz skoro światła na znak odkupienia nie gasły i trzech mnichów pozostało na miejscu, gaskończyk zaczął wierzyć, że światła są naturalne, a mnichy mają duszę i ciało.
Mimo tego, doznał drżenia, jak człowiek, który przebudzi się z trwogą.
Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/343
Ta strona została przepisana.