Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/355

Ta strona została przepisana.

służyli jego wyznawcom. O ważniejszą tu rzecz chodzi! Są ludzie nieznośni, którzy nam się urągają i którzy lekceważą naszego ukochanego księcia.
Czoło księcia Andegaweńskiego czerwoność oblekła.
— Zniszczmy — mówił dalej Mayenne — tych ulubieńców, których król naszym kosztem bogaci i niech z nas każdy jednego weźmie na siebie. Jest nas tu trzydziestu, policzmy.
— Rozsądnie — odezwał się książę Andegaweński — a ty panie Mayenne dałeś dowody rozumu.
— Co było, to się nie liczy, odparł.
— A zatem Mości książę, trzeba nam się podzielić — wzniósł głos d’Entragues — ja na siebie biorę Quelusa.
— Ja Maugirona — dodał Livarot.
— A ja Schomberga — zakończył Ribeirac.
— Wybornie, wybornie — powtarzał książę — a ja mam jeszcze Bussego, który kilku weźmie na siebie.
— A my? a my?... wołali inni.
Pan de Monsoreau wystąpił.
— Otóż i wielki łowczy po swoję część przy-