Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/358

Ta strona została przepisana.

— Mości książę — rzekł Gwizyurz — połączyiśmy się, jak to powiedział wielki łowczy, nie dla zbijania teoryi, ale dla skutecznego działania. Dzisiaj wybraliśmy naczelnika godnego nas, a że zwyczaj każę, obranego obdarować, i my przygotowali dla ciebie dary.
Wszystkich serca zadrżały, najmocniej przecież księcia.
Pozostał jednak mnożący i nieruchomy, a bladość tylko zdradzała wzruszenie.
— Panowie — mówił Gwizyusz, biorąc z zasiebie coś ciężkiego i podnosząc do góry, oto dar, który w imieniu waszem, składam u step księcia.
— Korona!... — zawołał książę zaledwie trzymając się na nogach — korona dla mnie, panowie?
— Niech żyje Franciszek III ci!... — zagrzmiał głos — który aż zatrząsł sklepieniem.
— Mnie? mnie?... — jąknął książę drżąc z radości i trwogi. Ale to niepodobna! Mój brat żyje, mój brat jest boskim pomazańcem.
— Strącamy go — rzekł książę — nim zaś Bóg uświęci nasz wybór, wszak są na to środki.
— Panowie — mówił książę — panowie!
— Mości książę — odezwał się z kolei kardynał, oto odpowiedź na zarzut Waszej książęcej mości; Henryk III-ci był pomazańcem bo-