Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/367

Ta strona została przepisana.

dził, że wielka odsłoni mu się tajemnica, tem pewniej, że i trzej bracia pozostali.
— A!... mój bracie kardynale — mówiła księżna w spazmatycznej wesołości — jakiegoż świętego udajesz człowieka. Na chwilę zatrwożyłeś mię, bo myślałam, że wszystko robisz na prawdę; on także pozwolił się namaszczać i koronować. Jak też pod koroną wyglądał!..
— Mniejsza oto — rzekł książę — mamy czegośmy chcieli i Franciszek nie ma się o co teraz troszczyć. Monsoreau widać miał jakiś wtem interes, że tak daleko rzeczy posunął, a my możemy być pewni, że jak La Mola i Coconnasa, nie opuszczą nas w połowie drogi na rusztowanie.
— Ha!... ha!... — rzekł Mayenne — jest w droga, na którą nie łatwo posłać książąt naszej dynastyi i zawsze będzie bliżej z Luwru do Opactwa Ś-tej Genowefy, niż z Ratusza na plac de Grève.
Chicot zrozumiał, że żartowano z księcia Andegaweńskiego, a że go nie bardzo lubił, byłby za to uściskał Gwizyuszów, a może najchętniej panią de Montpensier.
— Powróćmy do rzeczy — mówił kardynał. Wszak wszystko dobrze zamknięte?...
— Ręczę za to — odpowiedziała księżna — zresztą mogę zobaczyć.