— Nie, nie — odrzekł książę — musisz być strudzona biedaczko.
— Bynajmniej jakie to wszystko było zabawne!...
— Mayenne, mówisz, że tu jest?... — zapytał książę.
— Tak.
— Nie widziałem go.
— Musiał się ukryć.
— A gdzie?...
— W konfesyonale.
Słowa te obiły się o uszy Chicota, jak sto tysięcy trąb w Apokalipsie.
— Któż tam ukryty w konfesyonale?... — zapytał, poruszając się — ja tu nie widzę nikogo.
— Zatem wszystko widział i słyszał?... — zapytał książę.
— Cóż to szkodzi, alboż nie do nas należy?...
— Przyprowadź go, Mayenne.
Mayenne skierował się wprost do konfesyonału, zamieszkałego przez Chicota.
Gaskończyk, jakkolwiek odważny, zadrżał z przestrachu i zimny pot polał mu się z czoła.
— A!.. — rzekł do siebie, usiłując z pod fałdów habitu odpasać szpadę — nie chcę umrzeć
Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/368
Ta strona została przepisana.