Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/375

Ta strona została przepisana.

— A oto drugie dwieście — dodał kardynał — za nową przysługę, jakiej od ciebie będziemy wymagać.
— Jestem na usługi Waszej eminencji — odrzekł Dawid, iskrzącemi oczyma patrząc na złoto.
— Nie możemy polecić ci, ażebyś sam z tą genealogią udał się do Rzymu po zatwierdzenie, bo nadto jesteś małym, abyś się dostał do Watykanu.
— Niestety!... — mówił Mikołaj Dawid — wielkie mam serce, to prawda, ale niskiego jestem rodu. Gdybym był chociaż szlachcicem!
— Ciszejbyś był, rozbójniku — rzekł Chicot.
— Szkoda — mówił kardynał — zatem to poselstwo musimy poruczyć Piotrowi de Gondy.
— Pozwól bracie — odezwała się księżna — Gondy mają dowcip, to pewna, ale na ich dumę tylko liczyć można, którą nasycić może zarówno Henryk, jak Gwizyusz.
— Ludwiku, nasza siostra ma słuszność, zabrał głos książę Mayenne; możemy zaufać Piotrów: Gondy, równie jak Dawidowi, który nam jest przychylny i z którym w razie zdrady możemy sobie poradzić.