widział gdzieś drabinę przeznaczoną do czyszczenia okien. Po ciemku, poszedł do owego kąta, namacał ją i przystawił do jednego z okien.
Przy świetle księżyca poznał, że okno wychodziło na cmentarz, zkąd było wyjście na ulicę Bordelle.
Otworzył okno, i usiadłszy na murze, silnie i zręcznie przeciągnął na drugą stronę drabinę.
Zszedłszy z okna ukrył drabinę w żywym płocie cmentarza i przez mur, który nieco naruszył, wybiegł na ulicę.
Tu dopiero całemi odetchnął piersiami.
Poczuwszy świeże powietrze, skierował się ku ulicy Ś-go Jakóba, z kąd przybył pod „Róg obfitości.”
Na mocne i śmiałe kołatanie, sam pan Klaudyusz Bonhommet otworzył.
Był to człowiek wiedzący o tem, że każdą przysługę płacić należy i dlatego nie gniewał się, gdy go w nocy budzono.
Poznał zaraz Chicota, chociaż był przebrany.
— A! to ty panie, witam cię.
Chicot dał mu talara.
— A brat Gorenflot? — zapytał.
Uśmiech rozjaśnił twarz oberżysty, postąpił ku gabinetowi i otworzywszy drzwi, rzekł:
Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/378
Ta strona została przepisana.