i na niem łódki; konie, psy, które gdy gonią, stary baron pyta: Dyano, słyszysz? to Astrea i Flegaton...
— Niech gonią mój ojcze — odpowiada dziewica.
— Spieszmy się Joasiu — rzekł Saint-Luc — jużbym w Meridor być pragnął.
I dali ostrogi koniom, które biegły bez przestanku przez dwie, albo trzy miłe i przystanęły nakoniec, aby podróżnym pozwolić rozmowy lub nowego pocałunku.
Takim sposobem, przebyli drogę z Chartres do Maux, gdzie bawili przez cały dzień i wyjechali z postanowieniem bycia na wieczór w Meridor. Pod samym zamkiem, do którego dążyli, ciągnęły się w tej epoce ogromne piaski.
Przybywszy tam, Saint-Luc uważał się wolnym od wszelkiego niebezpieczeństwa.
Znał on doskonale humor króla, który mógł za nim wysłać kilkudziesięciu żołnierzy z rozkazem dostawienia żywego, lub umarłego, albo też poprzestać na powiedzeniu:
— A! zdrajca Saint-Luc, czemuż go wcześniej nie poznałem?
Prócz tego, ponieważ nasi podróżni żadnego nienapotkali kuryera, sądzić mogli, że król Henryk jest w nieczynnem usposobieniu umysłu.
Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/386
Ta strona została przepisana.